Sadzę kawałek nieba, by mogło na nowo oddzielić się od ciemności. Wydanie energii, nagromadzonej w mięśniach zasila początek. Gdzieś w tle, taniec budzi ziemię.
Skorupa znaczenia, ubrana we własny ciężar. Bycie kamieniem, to tak samo trudne i proste zadnie, jak bycie człowiekiem. Badam granice struktury. Czuje jego kształt. Zimno przepływa do mojej dłoni. Kiedy skupiam się na ciężarze – na wadze tego małego kamyka – staje się cięższy niż na początku. Wszystko się rozpływa w odrętwieniu. Pod paznokciami chowam brud.
Zastygam przez kamień, którego nie potrafię puścić. Kryję go przed światem miękką materią ciała. I chociaż są w nim szczeliny to wiem, że jeszcze nie czas, by stał się pyłem. Kamień odciska ślad. Jestem matrycą dla form narastania czasu. Gdy przyjdzie potop – utonę, lecz oprę się mocy fal.
Ziemia rodzi kamienie. Jeszcze raz przymus widzialności rozwiera powłoki gruntu. Wypiera materię na zewnątrz. Na powierzchni zaświadcza o istnieniu, walczy o odrębność bycia możliwym. Zostaje krater, dzieża ziemi.
W tym miejscu narodzi się kamień, krzemień z mandali Ugięcie błękitu, Park Stanisława Tołpy, Ołbin, Wrocław 2022